Ona obgadywała, lecz tym obyczajem
Oddawały jéj damy za swoje nawzajem.
Laura słuchała mężczyzn pochwał, uwielbienia,
Półgłośnych mów kończonych przez czułe westchnienia,
Kiedy tymczasem damy mówiły: „O Boże!
Jak tak stara kobiéta podobać się może!
Ale dziś już mężczyźni tak rozpustnie żyją,
Iż podłe zalotnice serca ich podbiją!“
Co do mnie, nie rozumiem jak światowe panie...
Lecz wstrzymam się; niech raczéj w milczeniu zostanie
Powód tak licznych zgorszeń.
Gdy Laura wszystkich czułe ściągała wejrzenia,
Wśród spostrzeżeń, wyśmiewań, miłego gwarzenia,
Jéj przyjaciółki różne widziały w niéj wady,
I nad niemi wchodziły w poufałe rady.
To ganiły jéj kibić, to dziwaczne zwroty,
I tysiąc innych rzeczy; gdy tymczasem wkoło
Do Laury modna młodzież czyniła zaloty,
Każdy ją witał grzecznie, mówił z nią wesoło;
A jeden pan szczególniéj w pośrodku natłoku,
Ciągle kroki jéj śledził, wciąż ją miał na oku!
Byłto Turczyn płci płowéj jak mahoniu słoje;
Laura się tém cieszyła, bo tureckie stroje
Kryją zazwyczaj serca czułe na kochanie,
Chociaż mniéj szanujące tak jak u nas panie,
Bo Turczyn, o czém nawet wspomniéć się nie godzi,
Z kobiétami, jak z swojskiém bydłem się obchodzi;
Kupuje jak konia, ma ich wiele w domu,
I widziéć ich oprócz niego, nie wolno nikomu.
Cztery żon razem pojąc, non est prohibitum,
A nałożnic mu wolno trzymać ad libitum.
On je zamyka, strzeże od rana do zmroku,
Ledwo im tkliwe czasem uczyni wyznanie,