A tylko jednéj lica świeżością bijące,
Po całodziennym balu wyzywały słońce.
Lecz téj nowéj jutrzenki wolę ukryć imię,
Choćbym je mógł z łatwością wyjawić w mym rymie;
Lecz osoby wymieniać, to źle — więc ciekawy
Niech się uda na pierwsze w Londynie zabawy,
A tam po świeżych licach, i po białém łonie,
Wnet odgadnie to bóstwo w towarzyszek gronie.
Laura, która wiedziała zdawna doskonale,
Że nie potrzeba czekać, aż się dzień rozbudzi,
Po długim balu, wpośród trzech tysięcy ludzi,
Mniemała, że wypada już opuścić salę.
Hrabia z szalem na ręku, idąc przy jéj boku,
Torował dla swéj lady ku drzwiom ścieżkę w tłoku,
Lecz przeklęci rybacy zdala odpłynęli
Od miejsca, w którym pana hrabię czekać mieli,
Równie tak nasz woźnica często czynić umie,
I przyczyna taż sama, w ciągłym będąc tłumie,
Ciśnieni, odpychani, z miejsca ruszyć muszą,
Mimo przekleństw, któremi przechodzących głuszą;
Oni tworzą melodję z kłótni, wrzasków, krzyków,
Którą wciąż przyzywają swoich najemników.
W Londynie na Bow-streecie więcéj jest porządku,
Bo liczna straż pilnuje owego zakątku;
Jednak ciągle tam słychać straszne przeklinania,
Niegodne naszych uszu, ani powtarzania.
Wreszcie hrabia wraz z Laurą wsiedli do gondoli;
A gdy statek po nurtach uśpionych swawoli,
I roztrąca swą piersią kryształowe fale,
Oni tymczasem dawne roztrząsają bale,
I równają z dzisiejszym; wśród słodkiéj pustoty,
Przedrwiwają ubiory, tańcujących zwroty,
I honor dam szarpiące głoszą anegdoty;
Laura bawiąc się z haftką długiego tużurka
Pana hrabi, dumała; kiedy nagłe nawa