Gdy śmierci chłód dotknie cierpiącéj gliny,
Dokąd się duch ma nieśmiertelny zwrócić,
Gdy ani skon, ni ziemskie dlań dziedziny,
A lichy proch musi za sobą rzucić?
Czy z ciała więź odtąd wyswobodzony
Przez nieba mknie z planety każdéj tokiem?
Czy sobą świat wypełnia nieskończony,
Jak gdyby był dlań wszechwidzącém okiem?
Bez granic, form, — istność wieczyście młoda,
Ukryta nam, lecz sama wszędzie wnika,
Dojrzy i wnet pamięci wszystko poda,
Co ziemia ta i niebios kraj zamyka:
Najsłabszy ślad przeszłości dawno zbiegłéj,
W pamięci mgłach kryjący się gdzieś mrocznie,
Duchowy ten obejmie wzrok rozległy,
Wszystko mu wraz przedstawi się widocznie.
Nim ziemski glob mogło „Stwarzania“ dzieło
Zaludnić — w toń chaosu wzrok ten pada,
W najdalszą głąb, gdzie niebo się poczęło
I kolej zmian rozwoju jego bada.
Co przyszły czas ma zdziałać albo zniszczy,
Wyzywa duch, widokiem się tym poi,
Gaśnie sto słońc, tam runął świat w stos zgliszczy,
A duch wciąż trwa w téj niezmienności swojéj.
Nad miłość, lęk, nienawiść i nadzieje,
Przeczysty on i beznamiętny wzlata:
Jak ziemski rok są dlań stuleci dzieje,
A nakształt mgnień migają jego lata;
Wciąż naprzód! wzwyż! Przez bytów wszech odmęty,
Bez skrzydeł piór unosi się w przestworze,
Bez nazwy treść, pierwiastek nieujęty,
Niepomny już, że śmierć gdzieś istnieć może.
Baltazar siadł na tronie
Wkoło satrapów tłum:
Lamp tysiąc w sali płonie,
Wre uczty gwar i szum.
Przynoszą złote czary,
Które czcił Judy syn,