Dmij, wietrze, dmij! twój wiew niech statek nagli!
Aż słońca promień ostatni zastygnie;
Bryg, strojny w flagi umniejszy wnet żagli,
Niech go leniwszy żaglowiec doścignie!
Nim się z téj zwłoki nieszczęsnéj wydźwignie,
Niedołężnemu na nic wiatr dobrany!
Iléż straconych mil, nim dzień znów mignie!
Stać tak bezczynnie, gdy czynne bałwany!
Dla niedobitków zwijać ten żagiel rozwiany!
Miesiąc już zeszedł... smugi światła płyną
W ten cudny wieczór po tańczącéj fali;
Na lądzie chłopiec wzdycha wraz z dziewczyną,
I my, wysiadłszy, będziem tak wzdychali!
Czasem się jakiś Aryjon pochwali
Tą szorstką nutą, co majtków przykuwa:
Skoczni słuchacze wokół się zebrali,
Na znaną modłę ten i ów pofruwa,
Swobodny, jak na lądzie, troski nie uczuwa.
Cieśnina Kalpy! spójrz na te urwiska!
Afryka tu z Europą patrzą na się:
Kraj czarnookich i Maurów siedliska
W świetle Hekaty w jednakiéj lśnią krasie:
Jak blask ten igra na Hiszpanji pasie,
Jakże odsłania skały, złomy, bory —
Ostro, a przecież giną w zmrokach, zda się;
Zaś Maurytanja swe cienie — potwory,
Z gór szczytów rzuca groźnych aż po wód zapory.
Noc; my toniemy w myślach śród jéj czarów,
Żeśmy kochali, choć miłość dziś głucha;
Serce, żałując oszukanych żarów,
Marzy bez druha, że ma jeszcze druha.
Któżby się lękał starości obucha,
Gdy młodość rozkosz i miłość przeżyła?
Gdy dusza bliźniéj duszy już nie słucha,
Nic do burzenia nie ma śmierci siła!
Ach! jeszcze raz być dzieckiem! o młodości miła!