Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/65

Ta strona została przepisana.
XXVIII.

Lecz rzućmy trakt ten, jednostajny, znany,
Choć śladów jazdy nie zostawia wcale,
Te kołowania, cisze, burze, zmiany,
Kapryśne wiatry i kapryśne fale;
Porzućmy majtków radości i żale
W lotnéj, objętéj morzem cytadeli,
Zaduchy, wiewy po świeżym krysztale,
Te opadania i wzrosty topieli:
Pewnego dnia „ląd“ krzykną i — wszyscy weseli...

XXIX.

Wyspy Kalipsy omijamy z cicha,
Siostrzane morza Śródziemnego panie;[1]
Tu znużonemu niebo się uśmiécha,
Choć zmilkło pięknéj bogini płakanie,
Śledzącéj tego na tych urwisk ścianie,
Którego ziemska więzi białogłowa;
Stąd na srogiego Mentora wezwanie
Syn jego skoczył w głąb, a nimf królowa,
Że obu pozbawiona, żal podwójny chowa.

XXX.

Czas jéj władania i sławy nie wieczny:
Ale, młodzieńcze, nie żyw zbytniéj wiary,
Tu dziś ziemianka tron ma niebezpieczny,
Nowa Kalipso roztacza swe czary!
O cudna Florens! Serce jeśli żary[2]
Ma jeszcze w wnętrzu, dla ciebie otworzę:
Lecz nie! mnie straszą wsze związki; ofiary
Na twym ołtarzu niegodnéj nie złożę —
Czuć dla mnie chwilki bólu twoja pierś nie może!

XXXI.

Tak myślał Harold, gdy w oczy téj pani
Spoglądał, blask swój topiąc w jéj promieniu,
Bez innéj myśli, prócz podziwu w dani.
Amor w niejakiém stawał oddaleniu.
Dawniéj podlegał uczuć jego tchnieniu,
Lecz dziś już wiernym sługą nie był pono,
Nie szukał miejsca przy jego ramieniu,
Więc bożek, darmo chcąc go na swe łono
Nawrócić, władzę swoję miał już za straconą.

  1. Gozza ma oznaczać starożytną wyspę Kalipsy. B.
  2. Pani Spencer Smith, dla któréj autor zabawił kilka miesięcy na wyspie Malcie. O pobycie swoim i o lady Florens znajdujemy w jednym z listów Byrona, pisanym do matki, następujące uwagi:
    „List ten posyłam przez ręce nadzwyczajnéj kobiety, o któréj musiałaś zapewne słyszéć. Jest to ta sama pani Spencer Smith, któréj ucieczka z rąk władz francuskich posłużyła margrabiemu de Salvo za przedmiot do powieści.
    „Podczas podróży morskiéj rozbił się statek, na którym płynęła; — jedném słowem, życie jéj, od dzieciństwa począwszy, było tak pełne nadzwyczajnych wypadków, że w powieści nawet wydałyby się zbyt przesadzone. Urodzona w Kon-stantynopolu, gdzie ojciec jéj bar. Herbert był ambasadorem, nieszczęśliwa w pożyciu z mężem, umiała jednak uniknąć wszelkich podejrzeń, uwłaczających jéj charakterowi. Niedawno, na odgłos zbliżających się wojsk francuskich, opuściła Tryest i mieszkającą tamże swą matkę. W czasie pobytu mego na Malcie, z nią jedną prawie cały mój czas przepędzam. Jest to piękna, powabna i bardzo oryginalna kobieta. Napoleon tak jest dotychczas na nią zagniewany, że życie jéj mogłoby być w niebezpieczeństwie, gdyby się drugi raz dostała w ręce policyi francuskiéj.“