Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/71

Ta strona została przepisana.
LII.

Czar ten nie skłócon żadnych miast widokiem.
Nawet Janina, choć tak niedaleka,
Gdzieś za pagórki skryła się przed okiem.
Chaty tu rzadkie, rzadko ujrzysz człeka;
Po skałach trawkę, którą zjadła spieka,
Kóz dogryzają gromady; w kapocie
Białéj pastuszek stad rozpierzchłych czeka,
O głaz oparłszy swoje członki kocie,
Lub kryje się przed burzą krótkotrwałą w grocie.

LIII.

Ach! gdzież, Dodono, twoich gajów cisza?
Prorocze źródła i wyroczni głosy?
Gdzie drżała echem odpowiedź Jowisza?
Gdzie ołtarz tego, co gromem niebiosy
Wstrząsał i ziemię?... Straszne! straszne ciosy!
Płaczesz, że kruche życia twego zręby?
Głupcze! twym losem są i bogów losy!
Chciałżebyś przeżyć marmury i dęby,
Gdy ludy, mowy, światy niszczą czasu zęby?...

LIV.

Góry znikają i Epir już ginie;
Oko od urwisk chętnie się odrywa,
Ażeby spocząć w łagodnéj dolinie,
Którą już wiosna zielenią obszywa.
I pośród nizin mnogi czar spoczywa:
Tam długą wstęgą pędzi strumień rwisty,
Las nad brzegami pieśń wierzchołków śpiéwa,
A cienie jego tańczą w wodzie szklistéj,
Lub śnią w miesięcznych blaskach ciszy uroczystéj.

LV.

Słońce już zaszło za szczyt Tamerytu,[1]
Szeroki Laos grzmiał już swemi spady,[2]
Już cienie nocy spłynęły z błękitu,
Gdy Harold ujrzał, krocząc w rzeki ślady,
Jak meteorów błyszczące gromady,
Las minaretów w Tepaleńskim grodzie,
Co ponad falą wznosi swe posady;
A wiatr, jęczący na parowów spodzie,
Gwar ludzi słał, wytrawnych w wojennym zawodzie.[3]

  1. Starożytny Tomarus.
  2. Gdy autor przebywał te okolice, rzeka Laos była wezbraną powyżéj Tepalenu; była tak szeroką jak Tamiza koło Westminsteru, przynajmniéj taką się wydawała autorowi i towarzyszom jego podróży. Latem jest ona zapewne daleko węższą. Jest to z pewnością najpiękniejsza rzeka Lewantu; ani Achelous, ani Acheront, Alfeus, Skamander, ani téż Kaister, nie dorównają mu pod względem szerokości oraz piękności. B.
  3. „Ali-Basza usłyszawszy, że utytułowany Anglik bawi w jego państwie, wydał rozkaz, aby mu w Janinie przygotowano mieszkanie i dostarczono bezpłatnie wszystkiego, co tylko potrzeba. Jechałem na koniu wezyra i widziałem jego i jego wnuków pałace. Nie zapomnę nigdy nadzwyczajnego widoku, jaki mi się przedstawił, kiedym wjeżdżał do Tepalenu o godz. 5 po południu (11 października), gdy słońce już zaszło. Przed drogą stanęły mi (jakkolwiek z pewnemi zmianami co do strojów) opisy w „Picini“ Skotta, dotyczące zamku Branksome i zwyczajów feudalnych. Albańczycy w swych strojach (najwspanialszych w świecie, składających się z długich, białych spódnic, złotem dzierzganych płaszczy, z czerwonych, aksamitnych, złotem obszytych kurtek i kamizelek, z pistoletów oprawnych w złoto, oraz sztyletów); Tatarzy w wysokich czapicach, Turcy w ogromnych pelissach i turbanach; zaciężnicy i czarni niewolnicy wraz z końmi, ustawieni w szeregach w olbrzymiéj otwartéj galeryi na froncie pałacu, w pogotowiu dwieście rumaków w rzędach bogatych; posłańcy, wbiegający lub wybiegający w wielkim pośpiechu; dobosze bijący w kotły; chłopcy, donośnym głosem oznajmujący godziny z minaretów moszei — wszystko to razem wraz z szczególnym kształtem pałacu, tworzyło dla cudzoziemca nowy rozkoszny obraz. Wprowadzono mnie do bardzo pięknego apartamentu, a o zdrowie moje dopytywał się potém, zwyczajem Turków, sekretarz wezyra.“ Byron w liście do matki.