Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/74

Ta strona została przepisana.
LXIV.

Śród rzeczy nowycch dla ucha i oka
Zmęczony pielgrzym spoczynku doznawał,
Patrząc na przepych wyznawcy Proroka;
Lecz wnet go nużył i wstrętem napawał
Ten gmach, kryjący zbytków, bogactw nawał,
Gdzie syta wielkość chroni się przed wrzaskiem;
Skromniejszy miłym byłby się wydawał,
Lecz spokój gardzi sztucznych uciech blaskiem,
Rozkoszy rdzeń niszczeje w zbytkowaniu płaskiem.

LXV.

Dzikie są dzieci Albanji, lecz w cnoty,
Choć niezbyt gładkie, pierś ich również płodna;
Któryż wróg kiedy widział ich odwroty?
Gdzież trwałość w boju, co ich hartu godna?
Jak te ich twierdze, tak i oni do dna
Twardzi w burzliwéj ciężkich dni potrzebie;
Ich gniew zabija! przyjaźń niezawodna!
Dla wodza każdy duszę z trzew wygrzebie,
Gdy męstwo albo wdzięczność każe krew lać z siebie.

LXVI.

Czajld na nich patrzał w zamku naczelnika,
Jak każdy w wojnie widział blask swój wszytek;
I późniéj jeszcze raz się z niemi styka,
Będąc w ich mocy, na morzu rozbitek:
Zły człek z chwil takich czyni zły użytek:
Lecz ci pod własną strzechę go zaproszą;
W mniéj dzikich ludziach mniejszy serca zbytek
Przed twém nieszczęściem rodacy się spłoszą:[1]
Mało dusz jest na świecie, które próby znoszą.

LXVII.

Tak się zdarzyło, że o skalną Suli
Rzucon był statek nawałnicą srogą:
Pusto naokół, świat się w zmroki tuli:
Walczyć z wiatrami, czy ląd dotknąć nogą,
Długo majtkowie zdobyć się nie mogą,
Drżąc, by się zdrada skrycie nie podniosła;
Wreszcie dobili, lecz przejęci trwogą,
Czy ci krwawego nie poczną rzemiosła,
W których mściwość ku Turkom i ku Frankom wrosła.

  1. Mowa tu o traktowaniu rozbitków w Cornwall. B.