Grecjo! zabytku przebrzmiałego świata![1]
Żywa, choć zmarła, wielka, choć ugięta!
Któż dziś twe dzieci wezwie do bułata,
Ażeby zerwać twe tak dawne pęta?
Nie takich synów przeszłość twa pamięta:
Rycerze śmierci, padli z swéj ochoty
Gdzie Termopilów mogiła ściśnięta.
Gdzież ten waleczny, co z brzegów Euroty
Skoczywszy, znów cię zbudzi z grobowéj martwoty?
Duchu swobody! Gdy z tobą na Fyle[2]
Stali, Trazybul i jego drużyna,
Mogłeś przewidzieć tę straszliwą chwilę,
W któréj attycka zgliszczała równina?
Dziś nie trzydziestu tyranów cię zgina,
Lecz wszelki nędznik w twojéj ziemi włada;
Syn twój nie wstanie, lecz gnuśnie przeklina,
Gdy pod razami z rąk tureckich pada:
Rzezaniec w słowie, w czynie, do kajdan się składa.
W wszystkiem, prócz w rysach, jakie dzisiaj zmiany!
Patrząc na żar ten, co w ich oczach płonie,
Możnaby mniemać, że twój niekiełznany
Ogień, swobodo, jest także w ich łonie!
O owéj chwili w snach nie jeden tonie,
Która ojczyste dziedzictwo mu wróci,
Lecz w swych westchnieniach po obce on bronie
Sięga, sam złości wroga nie ukróci,
Z służalstwa kart nazwiska swego nie wyrzuci.
Słudzy dziedziczni! azaż nie wiadoma,
Że ten, kto pragnie wolną stąpać nogą,
Miecz podnieść musi własnemi rękoma?
Czyż Gall, lub inny da wam wolność drogą?
Nie, oni dumę zbója skrócić mogą,
Lecz nie zbududują swobody ołtarzy.
Cienie helotów! wstańcie przeciw wrogom!
Grecjo, masz państwo, tylko zmień mocarzy!
Dni chwały twéj minęły, został wstyd, co parzy.