Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

wiesz kto? Feliks. Bo to Feliks jechał na tej swojej warjackiej „poczcie“ wiedeńskiej!
Przez cały powiat tak grzmi na tej dwupiętrowej kolubrynie, trabanty dmą w trąby, z bata strzela, a nawet mówią, czy dasz wiarę?!, że Staś Skarżyński, który się z nim wszędzie włóczył — kiedy widzi baby klęczące w ekstazie, to błogosławi je ręką, na lewo i na prawo… Straszny człowiek, ten Feliks!!…
Ani w ząb nie rozumiałem, na czem właściwie polega wina tego „strasznego Feliksa“, w każdym razie stał się bohaterem moich marzeń dziecięcych. A kiedy dowiedziałem się, że to w dodatku nasz krewny, kiedy mi powiedziano, że to on był właśnie tym, który mi wlał kielich Extra Dry przy chrzcie do gardła — zachwyt mój przeszedł w adorację, zwłaszcza, że akurat w tym czasie pojawiła się u nas w domu jego fotografja.
„Straszny Feliks“, w mundurze Trani-Ułanów, w cudnie skrojonym frenczu i półrzymskim czaku na głowie, wydał mi się najpiękniejszym tworem na ziemi. Byłem odtąd pewny, że nie spowodu zamiany z biskupem, ale że poprostu na widok Feliksa klękały różniatowskie baby wzdłuż drogi. Któżby nie klękał i nie zachwycał się i gdzie go nawet porównać z jakim biskupem, czy samym nawet papieżem  —  ?!?
W jakiemś podświadomem skojarzeniu, powstał u mnie pewien uraz w stosunku do dygnitarzy kościelnych, z racji tej historji z Feliksem, bo w tym