Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Na świecie było prześlicznie. W górze szafiry, palące słońce i obłoki swawolne. Na dole zieleń, kwiaty jaskrawe i tentniące życie. Niebo i ziemia słały sobie witania — tamto jasnemi promieniami słońca — ta rozkoszną wonią kwiatów. Człowiek podziwiał świat. Zebranym na torze zdawało się, że są uczestnikami jakiejś garden-party tak jasne były toalety pań. Były one dernier cri de la mode; moda ostatnich czasów z roku na rok piękniej ubierała kobiety, pod względem kroju i barw przypomina epokę przełomową zeszłego stulecia — epokę sławną pięknością i wdziękiem kobiet. Epoka ta się wraca.
Można było widzieć wczoraj na turfie wszystkie nasze mondainy. Były i najpiękniejsze i pozwalały się podziwiać. Czasom naszym zarzucić można wiele, bardzo wiele, ale każdy im przyznać musi to jedna, że kobiety nasez są piękniejsze, aniżeli którekolwiek z dawnych epok, choćby najbardziej sławionych. Po wielu galerjach mamy zachowane portrety dawnych piękności — porównanie więc łatwo uczynić. Nasze piękniejsze są o całe stulecie, a toalety jakie noszą, dziwnie jeszcez tę piękność podnoszą. Toalety — to cała filozofja. Przytem zapominać nie należy, że tych tak pięknych kobiet, jaśnieje we Lwowie bardzo wiele.
Wtedy modne były akurat tiurniury, a ten mój natchniony kolega po fachu z przed 40-tu laty, wali cholera jak z nut, że „piękne kobiety te ko-