Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

biety, ale toalety jakie noszą dziwnie jeszcze tę piękność podnoszą“. Do rymu mu to było potrzebne, czy co?!? Dalej jednak uspakaja się i pisze:
Wróćmy do wyścigów. W pierwszym biegu wziął, jako się rzekło nagrodę p. Scazighino. Ale kto wziął w drugim?
P. Scazighino. (Sladerok pod Brownem).
To ślicznie. A w trzecim?
P. Scazighino. Cesarska nagroda. (Weisheit pod Brownem).
Zdumiewające! A kto w czwartym?
P. Scazighino (Pitypalaty). A w piątym?
P. Scazighino (Voloska).
Jeszcze!!! Czy nie za wiele szczęścia?
Za wiele?! Nigdy go niema zawiele, jak niema na świecie zawiele słońca, za wiele kwiatów, za wiele uśmiechów…
Tu znowu wpada w poetycki szał mój natchniony kolega, więc przerywam, tembardziej, że blisko 400 wierszy liczy to sprawozdanie. Miałem wielką coprawda ochotę przepisać cały ów elaborat dla Kurjera Porannego, aby mój naczelny się przekonał, jaki nieoceniony skarb posiada we mnie, jako swoim sprawozdawcy wyścigowym! Ile we mnie umiaru, taktu i powściągliwości, doprady wzruszającej, zważywszy, że biorę… od wiersza.
Kiedy jako chłopak 12-letni dorwałem się do tej gazety, zaplątanej gdzieś od paru lat w szufladach ojca — zaczytywałem się w niej. Może wzniosłe