Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

treningowym w Przewożcu galopować, kiedy zaczęli stangreci ujeżdżać kłusaki i jukiery — zachciało się Feliksowi mieć punkt obserwacyjny wygodny. Wywalił więc trzypiętrową wieżę przy dworze, połączoną schodami z jego gabinetem, z tarasu której, on i jego goście, mogli godzinami przyglądać się jazdom i galopom na przestrzeni paru kilometrów wokoło.
Na tarasie tym, przesiadywali najsłynniejsi przedstawiciele ówczesnego świata sportowego, magnaci polscy, węgierscy, austrjaccy, zapijając boskie tokaje i przysłuchując się kapeli cygańskiej, sprowadzonej z Pesztu. Konie tymczasem galopowały po padokach i na torze. Ale mało było wieży! Przychodziła przecież zima, okres dla koni opłakany. Feliks postanowił więc postawić krytą rajtszulę, a że wszystko co robił, robił z rozmachem niebywałym, więc i tu wybudował coś, czego nie było w całej monarchji austrjackiej. Miał podobną rajtszul hr. Stanisław Siemieński w Pawłosiowie i p. Schindler w Mokrzycowie, ale akurat o połowę mniejszą.
Rajtszula Scazighiny tworzyła koło o 320 metr. obwodu. ściana wokół miała 8 metr. wysokości — wewnętrzna 5 metr. Szerokość kurytarza treningowego wynosiła 12 metrów, tak że wygodnie mogły 4 konie obok siebie galopować. W kole wewnętrznem, znajdywały się loże dla gości — galerja dla kapeli — konsole pod kwiaty — wszystko rzęsiście oświetlone pod kopułą dachu.