obok mnie, trochę posępny, to ten „straszny Feliks” Scazighino, pożeracz przestrzeni i serc — postrach ciotek — najgłośniejszy sportsmen swego czasu, bohater tysiąca awantur romantycznych i turfowych.
Pamiętam jak przez sen, gwiazdę Przewożca, przepyszną Vadoncs, łysą kasztankę, 172 stojącej miary, wychowankę stadą książąt Koburg w Vacs. Kupił ją Scazighino za najwyższą podówczas cenę, jaką za półkrew płacono, bezpośrednio po wygraniu przez nią wiedeńskiego Preisreiten. Nie byle co!! Pobiła w tym konkursie 212 konukurentów, pod rtm. Franzem Mario. Ten gmach kobyła, która lekko niosła 150 kg. wagi, miała ruchy, zwrotność i gibkość antylopy. Scazighino nieraz jeden ustawiał dwie panie obok siebie i kładł im na ramiona parasolkę, poczem skakał przez tą parasolkę na Vadoncs — czasem ustawiał znowuż 12 krzeseł, parami, w długi sznur, sadzał na nich 12 chłopców stajennych i skakał przez ten sznur na kobyle, ale nie na szerokość tylko… na długość: sztuka, której i w cyrku niktby się nie powstydził. Z zapałem opowiada o niej jeszcze dziś Scazighino — wtedy tylko ożywia się i chmurne jego oczy rozświetla miłe wspomnienie:
— Jadę raz z chłopca stajennymi na codzien-