ski, Postruski, Alfred Garapich, Brykczyński i Józef Potocki. Nagle odzywa się ten ostatni:
— Niema dwuch zdań, że wygra GOUNOD. Trzymam zakład 25.000 guldenów, przeciw wszystkim moim koniom własnym — to znaczy, że o ile GOUNOD nie przyjdzie pierwszy, płacę zaraz 25.000 guldenów. Trzymacie?
Nikt się jednak nie kwapił. Przed samym biegiem, kiedy się denerwuję przy siodłaniu klaczy Siemieńskiego MY OWN, która miała leaderować mojemu UNSER GRAFOWI, podbiega do mnie Brykczyński i Postruski.
— Wiesz, Potocki upiera się przy zakładzie, ale w takiej formie: jeśli wygra Gounod, to nas pięciu płaci Potockiemu, solidarnie, 20.000 guldenów, a jeśli przegra, to Potocki płaci nam 25.000.
— Dobrze, odpowiadam bez namysłu, zresztą bardziej zajęty koniem niż zakładem. Trzymamy do spółki, ale jeżeli się boicie, to trzymam sam przeciw Potockiemu.
Wyścig złożył się fatalnie dla mego konia. Przyszedł trzeci, wygrał EGOIST, a drugim dopiero był GOUNOD Myślę sobie: źle z UNSER GRAFEM (bo kosztował mnie 20.000 guldenów, a przegrywa po raz drugi), natomiast dobrze z zakładem! GOUNOD przegrał, więc o ile tamci panowie nie przystąpili do spółki ze mną, to otrzymam od Potockiego 25.000 guldenów, a o ile przystąpili, to zainkasuję skromnych 5.000 guld. Dobra psu i mucha…
Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.