Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Idę z miną kwaśną, ale niezdesperowaną do towarzystwa i tu dopiero następuje klapa. Okazało się, że tamci panowie, nietylko że nie chcieli się założyć, ale w dodatku moje słowa, że zakładam się ewentualnie sam, położyli na karb mego zdenerwowania przy siodłaniu MY OWN i — nie wzięli ich wcale w rachubę.
Teraz dopiero wpadłem w wściekłość, natomiast Potocki promieniał. Zaprosił nas na tak magnacki objad, że przy fontannach szampana i niewidzianych frykasach, zapomniało się o pechu i przegranej. Przypomniał je jednak w końcu sam Potocki.
— Jest to stanowczo najtańszy obiad, na jaki ośmieliłem się kiedykolwiek w życiu przyjaciół zaprosić..


IX. SZCZYT CHWAŁY.

— Szczęście się wahało — raz był pech — raz sukces rozgłośny. Najpiękniejszym jednak może dniem Scazighiny, poza dniem owych wyścigów we Lwowie, w których wziął pod rząd 5 wielkich nagród — była wygrana Nagroda Pań w Wiedniu, klaczą VOLOSKA.
Tu istotnie co było najurodziwszego w wielkim świecie spośród pań, przypatrywało się triumfowi Feliksa. A kiedy w wielkim stylu wygrały czerwono-białe barwy Scazighiny — właścicielka olbrzymiego, słynnego stada, piękna hrabina S. G. zaprosiła go na kolację do Imperialu.