Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

pani dziedziczka mówiom, że jak som pchły, to od gości…
Słowem, opłakane stosunki.


III. NARUSZONA KONSTYTUCJA

I nie było na to rady, bo nieszczęścia toczyły się jedno za drugim, jak lawina. Psy trzymały sztamę z małpusem. Jego brutalne karesy i zawadjackie figle, przypadły im do smaku — najmniej wyżłom, jako że mają czuły węch, a afrykańskie, małpie Houbigandy nie należały do najwyszukańszych. Jednak w nienawiści do Jakóba, solidaryzowały się i wyżły z Pusekiem. Bądź co bądź natura nauczyła legawca, jakie twory ma tępić, jakie omijać, a jakie zachować. Nikt wyżła mądrego nie objaśnia, że zająca ma wystawiać i bażanta i kuropatwę i dziką kaczkę, a broń Boże nie swojską kaczkę, czy domowego królika, względnie gołębia.
On wie to z dziada pradziada, a także i to, że jastrząb, że wrona, że sroka, to wróg — więc jakże mu miło było spostrzec, że jeszcze jedno w domu stworzenie ma tesame co on poglądy na srokę. Przy mnie nie śmiał legawiec i warknąć nawet na Jakóba, ale czułem, że za plecami moimi waruje nieraz godzinami lub „wystawia“ nieszczęsną srokę, spacerującą mu z naiwną fanfaronadą pod nosem. Djabli go brali, temwięcej, że Pusek pod-