menalne klacze, pełnej krwi amerykańskie kłusaczki „Velociped“ i „Freilauf“, znane z trjumfów na torze wiedeńskim — śp. Mieczysław Dydyński: parę pełnej krwi amerykanek Teddy i Heddy, równie rozgłośnych, pozatem kilka innych znakomitości trottingu międzynarodowego. Wszystko oczywiście w wyścigowych lekkich bugach, nadętych kołach, wszystko w treningu wyścigowym i świetnej kondycji.
— A czego pan nie puszcza swoich Elegantów? — pyta mnie ktoś, z przesadną uprzejmością.
— Nie upadłem na głowę — odpowiadam. — Eleganty to jukiery, nadzwyczaj szybkie i wytrwałe, ale przecież to nie amerykańskie folbluty, aby je próbować na 3000 metrów!
— Ta co jest!? — krzyczy Leś Dydyński. — Ta przypnij je do moich bugów z tyłu — może cię przyciągnę na drugiego.
Upadłem na głowę. Pobiegłem do sędziów i zgłosiłem w ostatniej chwili udział Elegantów w wyścigach. Wszyscy sądzili, zważywszy na piekielny upał, że słońce zaszkodziło mi lekko na mózg. Jędrzej szalał, płakał, klął, błagał.
— Taże one dzisiaj kilkanaście kilometrów już zrobiły! w upał! w ciężkim wózku, te Jeleganty, a tamte warjaty, choroba na niech, idą w bugach, co tyle ważą całe, ile jedna latarnia przy naszym... Jeleganty żeby ze skóry wylazły, to muszą przyjść ostatnie i jeszcze się ochwacą!!!
Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.