córki pana Marszałka — dzieci Kasztanki bywały „z wizytą“ w Sulejówku, witane cukrem i pieszczotami.
Coprawda niezbyt się udały te dzieci KASZTANCE. Jest klaczka MERA, jest ogierek NIEMEN — takie sobie. Trudno. Nie każdemu psu Łysek, nie każde stworzenie dziedziczy po rodzicach piękno, siłę i... szczęście. Szczęścia mają dzieci KASZTANKI poddostatkiem, bo wojsko polskie o nich nie zapomina, tylko już nosić pana Marszałka nie będą, jak tamta, po całej Polsce, w godzinach trudu, w godzinach samotności i w godzinach chwały. I w literaturze, poezji, piosence, szopce i karykaturze nie będą figurowały.
Bodaj że pierwsza piosenka polskiego żołnierza była ta, z imieniem KASZTANKI związana:
Jedzie jedzie na Kasztance —
siwy strzelca strój —
Hej, hej, Komendancie,
miły Wodzu mój...
I ta inna (Bol. Lubicza):
Jedźże, jedź! Koń Twój stąpa po darni —
liście dębu Ci damy do wianka —
w zorzę złotą, po dniach męczarni,
wwiedzie Ciebie i huf Twój Kasztanka.