znaniakiem w jednej osobie, z Jerzym Hulewiczem.
Oczywiście nie gęsie pióro, ale końskie ogony zbliżyły nas do siebie, bo Jerzy Hulewicz, dawny redaktor ZDROJU, „Apostoł z Kościanek“, jak go nazwał drugi apostoł, poznański proboszcz, ksiądz Cieszyński, okupuje te wszystkie grzechy śmiertelne tem, że jest jak wiadomo bardzo dobrym jeźdźcem, hodowcą folblutów, właścicielem stajni wyścigowej (niedawno z Crève Coeur na czele) — i mężem swojej żony — niemniej było dość dziwne, żeśmy się zbliżyli.
Po jego cudackiej galerji obrazów w Kościankach chodziłem, jak w lesie — co mówię jak w lesie?! W lesie odróżniam z łatwością jawory od grabów, a paprocie od rydzów, a u mego przyjaciela Jerzego, nigdy absolutnie nie wiem, czy dany obraz przedstawia czajnik z herbatą, dostęp do morza, czy Ojca świętego.
Raz nawet wypadła fatalna konfuzja, coprawda niezupełnie z mojej winy. Opowiadał mi Jerzy, że przybył zeszłego roku do Kościanek jego stryj, że stanął przed którymś z obrazów, wielkim na całą ścianę (te kubisty, co jak co, ale płótna sobie nie żałują!) i spytał, co to jest?
— To? To jest Juljusz Słowacki.
— Do diaska! — powiada wystraszony stryj, — a ja myślałem, że to wiatrak.
Kiedy więc wypadło raz, że kazali mi cyceronować jednemu gościowi, przypomniałem sobie daw-
Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.