Strona:Jerzy Szarecki - Ananas.djvu/1

Ta strona została uwierzytelniona.

JERZY SZARECKI.

ANANAS

W drodze powrotnej do Polski, wiały pomyślne dla „Lwowa“ wiatry. Szmat oceanu dzielący Maderę od wysp Azorskich przebyliśmy w pięć dni. Jeszcze wczoraj w nocy migotało za rufą światełko latarni morskiej na wyspie Santa Maria, a już dzisiaj łapy kotwic „Lwowa“ zaryły się w piasek dna przy brzegach portugalskiej wyspy San Miguel, w porcie jej głównego miasta Ponta Del Gada. Za kotwiczyliśmy się akurat w niedzielę, to też na rozkaz komendanta, załoga cała udać się miała na brzeg do kościoła. Nadmienię tutaj, że cała ludność San Miguel jest katolicka i na każdej niemal uliczce Ponta Del Gada wznosi się kościół. Piękne to robi wrażenie szczególnie w nocy, gdy zcicha gwar miasta i z brzegu dolatują poważne dźwięki dzwonów, wybijających godziny, półgodziny i kwadranse. Większe wrażenie robią te dźwięki, rozlegające się pod sklepieniem gwiezdnego nieba południa, niż u nas w Polsce.
Szalupy odstawiające nas na brzeg dobiły do ładnej, arkadami otoczonej, kamiennej przystani.
Gwizdek ucznia, pełniącego służbę bosmańską, podrywa wszystkich na baczność. Zbiórka.
Po chwili, otoczeni tłumem ciemnoskórych, kolonjalno-portugalskich gapiów, maszerujemy ulicami Ponta Del Gada.
Po drodze obserwuję miasto. Domy małe, jednopiętrowe, o płaskich dachach, czysto utrzymane, robią miłe wrażenie. Na werandach odświętnie ubrane, siedzą poważne signory i zalotne signority, ze zdumieniem spoglą dając na mundury polskich marynarzy.
Aczkolwiek Ponta Del Gada posiada zaledwie 30 tysięcy mieszkańców, po ulicach dobrze wybrukowanych