Strona:Jerzy Szarecki - Ananas.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

drobne ich kolce rosną do środka i kaktusowy laik wziąwszy ten zakażany owoc do ust, ma pokaleczony i poparzony język.
Tu dopiero przydała się nasza znajomość portugalskich napisów na płotach.
Takich wyborowych przekleństw i wyzwisk portugalskich nie słyszał zapewne nigdy sprzedawca nawet z ust rodaków.
Zatknął uszy i uciekł na bok.
My zaś, zwycięzcy, ustawiliśmy się grupkami po dwóch i wyciągaliśmy sobie nawzajem kolce ze spuchnięvch języków.
Cel jednak został osiągnięty: nie wydawszy ani jednego centavosa[1], byliśmy w zupełności najedzeni egzotycznemi owocami.
Po opuszczeniu targu, zmieniłem przekonanie i przyłączyłem się do stronnictwa umiarkowanego turystyczno-gastronomicznego.
Zacząłem się włóczyć po mieście.
Gdy mijałem największy plac Ponta Del Gada, obsadzony naokoło szeregami palm, zbliżył się do mnie jakiś młody Portugalczyk, w wielkich rogowych okularach i wyciągając rękę, prędko zamruczał:
— Guilherme de Faria e Maya da Cunha, aluno da Escola Agricola da Queluz!
Zmarszczyłem brwi i przypuszczając, że młodzian ów chce mnie ubliżyć, przypominać sobie zacząłem wyzwiska portugalskie, jakie znałem.
Już otwierałem usta, chcąc go nazwać dwugarbnym wielbłądem, gdy raptem zastanowiła mnie jego wyciągnięta ręka.
Albo przedstawia się — pomyślałem — albo chce co z kieszeni wyciąg nąć, ale prędzej to pierwsze.

Trzymając się na wszelki wypadek lewą ręka za kieszeń, w której miałem jeszcze dolary, prawą wyciągnąłem do niego

  1. Centavos — jedna setna część escuda — pół grosza polskiego, waluta kolonjalno-portugalska.