Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/123

Ta strona została skorygowana.

i łagodnem poklaskiwaniem kliwrów nad głową. Obudziło go silne uderzenie pięścią w usta i gniewny głos: Znów śpisz, nieczysty synu?! Mać twoją tak i inaczej i jeszcze raz między zęby.
Przestraszony Bempo ujrzał przed sobą czerwoną od gniewu twarz porucznika Orskiego.
— Ja ci dam spać podczas wachty — krzyczał porucznik wywijając pięścią przed nosem Bempa — do paki już teraz pójdziesz! Tam się wyśpisz, wielorybi pośladku!
Bempo przez chwil kilka usiłował wmówić w porucznika, że nie spał, tylko się zdrzemnął, ale zauważywszy, że to jeszcze bardziej rozwściecza porucznika i naraża jego — Bempa — na powtórne uderzenie w zęby — zamilkł i pokornie się zgodził na okrętowy areszt o głodzie.

— Nie, nie lunatyk — myślał Bempo, patrząc w ślad za schodzącym na jut[1] porucznikiem i wymrukując pod nosem piętrowe przekleństwa pod jego adresem — nie lunatyk i całkiem przytomny, pieska jego morżowa, zatracona, zaułkowa, sprzedajna, pod siódme żebro i między oczy spróchniałym kłem rekina dziobnięta...

  1. Jut — część pokładu.