Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/138

Ta strona została uwierzytelniona.

fotelu. Patrzył tedy błagalnie w kamienne źrenice widma.
— Nie bój się, nie drżyj... — rzekł Tołba.
Dotknął się ręką tyłu czaszki i ciężko zrobiwszy krok w stronę, siadł na drewnianej kanapce.
Zaskrzypiały deski pod ciężarem topielca.
— Skąd ty? — głuchym, nieswoim głosem spytał Orski.
— Stamtąd... — mokra, sina ręka przez drzwi rupki wskazała fale oceanu.
Orski opanował się znagła. Ruchem zdecydowanym i pewnym wstał z fotela. Ręce założył w kieszenie. Wzrokiem szyderczym chlasnął w twarz widma.
— Cóż Tołba? — wycedził przez zęby. — Nie żyjesz?
Milczał topielec. Cicho stukały o podłogę krople wody spływające z munduru i z czarnej wody.
— Cóż milczysz, bosmanie? Oficer pyta!
— Mnie mówić ciężko — krew mózg zalewa.
Upiór dotknął ręką tyłu czaszki i odjął ją skrwawioną. Dopiero teraz Orski zauważył olbrzymią, krwawiącą ranę w czaszce Tołby. Krew z niej mieszając się z wodą spływała na kark i na barki.
— Skąd masz tę ranę? — spytał Orski.