Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/141

Ta strona została skorygowana.

dał się Orski. Tak samo jak wtedy — przed laty. Po schodkach weszli na bak. Cicho, jak księżycowa zjawa, topielec się zsunął z pokładu do wody. Bez plusku zamknęły się nad nim fale. Orski w paru susach dopadł miejsca, gdzie z pokładu znikł Tołba. Wpatrzył się w wodę.
Zbudzony szmerem ze snu, wachtowy Bempo ujrzał porucznika Orskiego pochylonego całem ciałem nad wodą.
— Sukin syn — pomyślał „św. Franciszek“ — sprawdza czy światła się palą...
Dziób „Gwiazdy“ ześlizgnął się po spadzistym grzbiecie fali. Nagły niespodziany wstrząs kadłuba. Postać porucznika Orskiego straciwszy równowagę, runęła w wodę. Głucho plusnęły fale. Zbudzony upadkiem ze snu, Orski miał już usta pełne słonej, gryzącej wody. Krótki, niegłośny, zdławiony krzyk. Woda w płucach...
— Tołba!... i cisza... bulgot... i po chwili już zwykły, spokojny szum fal.
Bempo szeroko otworzył usta — chciał krzyknąć. Powstrzymał się. Czekał. Za burtą było cicho. Spokojnie szumiały fale. Bempo nasunął „bosmankę“ na oczy i oparł się wygodnie plecami o windę kotwiczną. Udawał że śpi.