Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/158

Ta strona została skorygowana.

nili, Grek Safandopułło i Rosjanin Syroj. Grek ośmieszał towarzyszów i czynił im wszelkiego rodzaju złośliwości przez wrodzony mu już „szwarccharakter“, Rosjanin zaś gwoli wesołości i jeśli tak w tym wypadku można się wyrazić — dla sztuki. Z początku, gdy tylko rejs się rozpoczął „sztuka“ ta szła im dość opornie. Załoga składająca się z różnojęzycznych i dobrze już przez życie schlastanych draniów lubiła ogromnie śmiać się z innych, natomiast nie znosiła jakichkolwiek drwin z samej siebie. Zdarzało się niejednokrotnie, że Safandopułło po obrzuceniu kwieciem swej bujnej wymowy jakiegoś wolnego obywatela United States of America lub dumnego syna Albionu, chadzał dni parę ze zwichniętą szczęką dopóki po następnej szermierce językowej bylejaki Hiszpan lub Włoch ognistem trzaśnięciem pięści z przeciwnej strony nie wprawiał mu jej z powrotem w zawiasy. Dopiero gdy w Bonie, na pokład „Chinsury“, chwiejnym kroczkiem wstąpił Banabak, nastały złote czasy dla załogowych wesołków.
Rzeczywiście Banabak, jako temat dla drwin i dokuczań był niezastąpiony. Jego wypięte siedzenie i twarz wielkości pięciu groszy same prosiły o jak najzjadliwszą parodję i drwinę. Zresztą i niebezpieczeństwo żadne, ze strony jego dziwolągowych rąk,