Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/45

Ta strona została skorygowana.

światełko na pokładzie „Kry“. Światło to oddala się i maleje w miarę, jak wzrasta odległość między statkami. Wkońcu staje się tak małe, że już jako punkcik tylko błysk od czasu do czasu gdzieś na widnokręgu zlewającym się z ciemnem niebem. W pewnej chwili jednakże gdy ma już zniknąć zupełnie staje się rzecz dziwna. Światło zwiększa się gwałtownie, przybliża, robi się rażące i mocne.
— Albo pożar — myśli Jan — albo „Kra“ zawróciła z powrotem.
Tymczasem światło jest coraz bliżej i bliżej, zyskuje na natężeniu i sile, aż skakać zaczyna wdół, w górę i w boki. W końcu łuną oślepiającą zalewa oczy Jana. To już nie światło na „Krze“, to ktoś zbliska świeci mu w twarz skaczącą we wszystkie strony latarnią. Jednocześnie Jan czuje ostry ból w plecach. Ból ten trzeźwi go trochę. Wracająca przytomność zaczyna walczyć z widziadłami. Jan nie wie już, czy to szprych szturwału czy drewna jakiegoś trzymają się tak kurczowo jego ręce. Ale coraz ostrzejszy ból w plecach oprzytamnia go coraz bardziej. Słyszy teraz złowrogi poszum fal i syczenie pian. Jedną ręką chwyta za plecy, gdzie czuje ten przenikliwy ból. Palce napotykają żelazo. Jan patrzy na to żelazo, i jak przez gęstą, grubą zasłonę widzi drąg bosaka,