Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/48

Ta strona została skorygowana.

żołądku, w kiszkach nieomal. Uprzednio już widać wlano weń tego trunku ilość niepoślednią.
Jan wypluwa sobie na pierś, przemocą wlany konjak i zdecydowanie odwraca głowę od butelki.
— Pij, pij — mówi Morż chrapliwym, nieprzyjemnym głosem — pij, bo jeszcze zdechniesz mi tutaj z osłabienia. Słaby jesteś, jak śledź w marynacie.
— Hy... — wykrztusza Jan ze ściśniętego i obolałego gardła — hy... nie mogę.
— Czemuż to nie możesz, plugawy sterniku?
— Nie mogę, panie, gardło mi pali.
— No, jak chcesz. A nie zdechniesz bez konjaku?
— Nie zdechnę, panie, ja na niego nie taki łapczywy, jak ty.
W gromadzie otaczających ich marynarzy rozlega się tłumiony śmiech.
Morż odwraca się gniewnie.
— Nuże do pracy darmozjady, co tu zęby szczerzycie? Zrobiliście swoje i dobra. A teraz poszli precz! No już!
Marynarze powoli, niechętnie rozleźli się w różne strony. Stary Morż i Marja zostali sami z leżącym na grota luku Janem.