Strona:Jerzy Szarecki - Gdy umrę.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

z przecznicy. Zamilkną na chwilę trąb ki, okrzyki i dzwonki. Później ruszy to wszystko znowu, z tem większym pośpiechem i mocniejszem przekleństwem na ustach. Na cmentarzu, gdy grudki ziemi szeleścić będą nademną ukażą się białe chustki i wycierać będą oczy łez pełne i oczy suche. Może wystąpi ktoś z tłumu i głosem wzruszonym powie słów kilka o wielkich nadziejach, które właśnie teraz zasypują ziemią grabarze, o wspaniałej przyszłości, o wszystkich zaletach i dobrych czynach, których bę dzie ilość ogromna. I wiatr będzie poruszał włosami obnażonej głowy mówią cego i będzie to wyglądało wzruszająco i efektownie. Później rozlegną się ostatnie spazmy i płacze i zostanę się sam. Bliscy, przyjaciele, znajomi powró cą czemprędzej do domu — do życia. Za dni kilka przyjdą do mnie moi najbliżsi, postawią piękny krzyż, zrobią ładne ogrodzenie i posadzą na mogile jakieś miłe, potulne kwiaty. Znajomi moi spotykając się ze sobą mówić będą jedni drugim: „Czy wiecie, on umarł!“ I cieszyć się będą niektórzy, że to umarł kto inny, a nie oni, i że oni chodzą jeszcze, ruszają się, śmieją i rozmawiają, podczas gdy on, ten umarły, już leży zimny i sztywny i robaki wpijają już weń swe niszczycielskie szczęki.
I pytać będą moi przyjaciele jedni dru gich: „Kiedy się wybierzecie do niego, na cmentarz?“ I cierpko odpowiedzą niektórzy: „Nie pójdziemy wcale — da leko, niewygodnie, no i wogóle jakiż z nieboszczyka dla żywego towarzysz?“ I niektórzy odpowiedzą: „Rzeczywi-