Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/101

Ta strona została skorygowana.

i jak chodzą ławice ryb, opowiadają im historję ojca i syna Nagałów i pięknej Marji, w której się obaj kochali.




Dawno, dawno, przed laty, gdy jeszcze wieś była naprawdę osiedlem rybackiem, a nie wielkomiejskiem letniskiem, na skraju jej, na cyplu, obok latarni morskiej stała chałupa Nagałów.
Mieszkał w niej rybak Nagała i syn jego.
Błękitne oczy miał stary Nagała, lecz błękit ich nie miał w sobie tej łagodnej przejrzystości lazuru lądowych oczu, co to dobroć niezmierną wskazuje. Były to oczy blado-niebieskie, wypłowiałe na wichrach i bryzgach fal morskich. Twarde, surowe oczy. Zmieniał się nieubłagany ich wyraz tylko wtedy, gdy wzrok starego Nagały spoczął przypadkiem na synie. Dumny był ojciec z syna. Wysoki, piękny, mocny jak sztorm z północy, szybki jak szkwał, żagle rwący, był młody Nagała bezwątpienia najdzielniejszym marynarzem z całej wsi.
I oczy miał ładne syn, duże, czarne, ogniem płonące. Mówili we wsi, że to ogień miłości płonął w oczach Nagały.
Lecz nie na krępą, sękatą postać ojca kierował swe ogniste spojrzenia młody rybak. Wzrok jego oblewał rumieńcem wstydu i szczęścia twarz młodej, pięknej Marji, sieroty, która mieszkała sama w swej ubogiej chatce, a żyła z tego, co jej Nagałowie dali z połowu ryb jako zapłatę za prowadzenie u nich gospodarstwa. Żona bowiem starego, a matka młodego Nagały już dawno nie żyła.
Nagała ojciec wiedział o uczuciach, jakie łączyły młodych, i dawał swą cichą zgodę na małżeństwo.