Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/105

Ta strona została skorygowana.

Marja za ukochanym, ale mały synek, który go tak żywo przypominał, osuszał jej łzy. Stary Nagała przywiązał się ogromnie do swej młodej żony, a gdy od dnia ich ślubu minęły trzy lata, pokochał ją całą siłą miłości człowieka, stojącego nad grobem i nie mającego już nikogo na świecie.
Szły dni za dniami, tygodnie i miesiące korowodem czasu nieprzerwanym sunęły wraz z życiem gdzieś wdal nieznaną jak te długie sznury fal, co toczyły się od zamglonego widnokręgu i rozbijały przy brzegu, szemrząc odwieczną powieść o życiu. co się kończy, i nieszczęściach, którym kres śmierć kładzie.
Spokojne, prawie szczęśliwe było życie starego Nagały i Marji.
Trwało to aż do pewnego dnia zimowego, kiedy to w poszum fal burzliwego w tej porze roku mo,rza wmieszał się cichy stuk do drzwi chatki Nagałów.
Marja siedziała przy oknie, zajęta ściąganiem oczek sieci rybackiej, stary Nagała dumał o czemś przy niej, pykając dymem swej małej fajeczki.
Stuk powtórzył się, tym razem silniejszy. Marja drgnęła.
— Co to?
Nagała pokręcił głową.
— Et nic, wiatr do drzwi się dobija.
Lecz uderzenia w drzwi powtórzyły się znowu, wyraźne już i jakby natarczywe.
Marja spojrzała zaniepokojonym wzrokiem na męża.
Dźwignął się ociężale stary rybak, odsunął rygle, otworzył.