Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/132

Ta strona została skorygowana.

Z nastaniem dnia porucznik znów udał się na ulicę Joao Tavira, by upewnić się, że podejrzenia jego nie są bezpodstawne.
I gdy znów wieczorem wychodził z domku, spowitego gałęziami pnącego się wina, na werandzie nie bielała już jak dnia poprzedniego suknia Dolores. Obrażona w swej dumie pięknej kobiety Dolores łkała, leżąc na łóżku, a nad nią brzęczały struny gitary, trącane palcami jej kochanka, grubego Guilherma de Faria e Mayo da Cunha.




— No, i...
Paweł Łuszczyński pytająco i z niepokojem patrzył w oczy Oreckiego.
„Lisboa“ przed chwilą dopiero zarzuciła kotwicę obok stojącej już pod parą „Princessa Maria“.
— No, i... jakże Dolores? — głos Pawła drżał i załamywał się.
Porucznik Orecki spojrzał z pod krzaczastych brwi na przyjaciela.
— Pawle — rzekł głucho — pamiętasz, miesiąc temu staliśmy w tem samem miejscu, namawiałeś mnie na tę szaloną próbę i powtarzałeś ciągle: słuchaj, słuchaj uważnie. Teraz ty słuchaj uważnie i nie upuść ani jednego słowa z tego, co ci powiem; posyłając mnie na Rua Joao Tavira, przewidywałeś, że Dolores może pokochać mnie, ale nie pomyślałeś o tem, że i ja również mogę pokochać tę piękną, czarującą kobietę. Nie przewidziałeś tego, co się stało. Pokochałem twoją narzeczoną.
Porucznik Łuszczyński zbladł i zrobił krok naprzód.