Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/133

Ta strona została skorygowana.

— Nie rozumiem, nic nie rozumiem, prosiłem cię przecież, abyś nie posuwał się za daleko. Więc jakże? Zdradziłeś zaufanie moje? Odbiłeś mi ją?!
— Milcz, Pawle — rzekł spokojnie Orecki — nie odbiłem ci jej i nie zawiodłem twojego zaufania. Kocham ją jednak, i... i musimy się rozstać na zawsze.
Leszczyński porwał Oreckiego za ramię i potrząsnął z wściekłością.
— Gadajże wyraźnie! — krzyknął zmienionym od gniewu głosem — „Nie zawiodłem zaufania”, „kocham jednak“!“ „musimy się rozstać!!“ Co to wszystko znaczy?! Mówże z sensem! Objaśnij!
Orecki zdjął z ramienia rękę Łuszczyńskiego.
— Zaraz ci to objaśnię. Posłuchaj, Pawle: Kochamy jedną kobietę. Ty masz wzajemność, ja nie mam. Ty żenisz się z Dolores, ja nie. Czyż w tych warunkach możemy nadal utrzymywać ze sobą stosunki? Czyż przyjaźń nasza nie zmieniłaby się w nieprzyjaźń? Nie przypuszczasz przecie, że mógłbym lubić człowieka, o którym wiem, że utrzymuje stosunki miłosne z kobietą, którą kocham? W tych warunkach przyjaźń nasza nie przetrwałaby i godziny. Pocóż jednak mamy być wrogami? Rozstaniemy się przyjaciółmi, a ja postaram się nie myśleć o Dolores? Żegnaj, Pawle!
Orecki odwrócił się i odszedł.
Paweł pogonił za nim.
— Zaczekaj! Zaczekaj! — począł mówić przerywanym głosem — nie odchodź jeszcze. Mamy czas. Pomyślimy, jak załatwić tę sprawę. Pocóż się rozstawać na zawsze? Pomyśl — tyle lat jesteśmy przy-