Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/134

Ta strona została skorygowana.

jaciółmi! Tyle już smutnych i wesołych chwil ze sobą przeżyliśmy! I teraz raptem mamy się rozstać na zawsze? Jakże to?
Orecki zatrzymał się,
— Innego wyjścia niema, Pawle — rzekł łagodnie — drogi nasze rozchodzą się. Musimy się rozstać, chyba... chyba, że porzuciłbyś myśl małżeństwa z Dolores, i kobieta, którą kochamy obaj, byłaby niczyją. W tym tylko wypadku możemy być nadal przyjaciółmi. Ale wątpię, żebyś wolał mnie od Dolores. Wszak nie mam tak cudnych pachnących włosów, tak czarnych brwi i ognistych, przepaścistych oczu. Chociaż... gdybym był w twojem położeniu, zastanowiłbym się grubo, czy zamienić stałą, trwałą przyjaźń towarzysza lat dziecinnych na gorącą wprawdzie, lecz zmienną jak u wszystkich kobiet miłość czarnookiej Dolores. Przyjaźniliśmy się z sobą już od lat dziecinnych. Goniliśmy razem psy kamieniami w rynsztokach portowych, siedzieliśmy razem na ławie w szkole średniej. Pływaliśmy razem jako uczniowie szkoły morskiej na ćwiczebnym okręcie. Niejedną burzę, niejeden sztorm przeżyliśmy razem. Teraz brzmią jeszcze w uszach moich wycia wichru w tę noc, gdyś uratował mi życie na rei. I pamiętam ten jasny, słoneczny dzień, kiedy to wyrwałem cię z paszczy rekina przy brzegach wyspy Santa Maria. Pamiętasz, Pawle? Pamiętasz, jakeś przysięgał wówczas, że już nigdy w życiu nie rozstaniemy się ze sobą. Ale cóż znaczą przysięgi, co znaczą więzy przyjaźni wobec ognistego spojrzenia pięknej Dolores! Prawda, Pawełku?
Porucznik Łuszczyński usiadł na zwoju lin i ukrył