Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/160

Ta strona została skorygowana.

A teraz, gdy się rozstajemy, jak zawsze wam mówiłem, tak mówię i teraz: dowidzenia, załoga!
— Dowidzenia, panie komendancie! — runął grzmot odpowiedzi.
Komendant zasalutował.
— Dowidzenia, tam — dodał, wskazując wygwieżdżone niebo.
„Sokół“ tymczasem zaczął się pogrążać.
Przez pokład swobodnie przewalały się fale.
Komendat zwrócił jeszcze się raz do załogi:
— Czapki zdejm! Pomódlcie się Bogu, chłopcy. Po raz ostatni.
Wszyscy uklękli. Na grota luku stał tylko z odkrytą głową komendant i pocichu odmawiał modlitwę.
— Po modlitwie!
Wszyscy zerwali się na nogi.
Uderzony olbrzymią falą „Sokół“ pochylił się na bok i już się więcej nie podniósł.
Zbity wał ciał ludzkich runął, przewrócony uderzeniem, na burtę.
Na nogach stał jedynie komendant.
— Żegnajcie, chłopcy! — zawołał jeszcze.
Następny bałwan przewrócił okręt zupełnie.
Rufa zanurzyła się w wodzie, dziób wychynął do góry, i przetrwawszy chwilę w takiej pozycji, statek szybko pogrążył się w toń.
Na powierzchni zostało zaledwie kilka szamocących się z falami ciał.
Po chwili jednak znikły i one.
W miejscu, gdzie przedtem walczył ze sztormem „Sokół“, szumiały tylko ponure fale, rozbijając się z hukiem o skały.

KONIEC.