Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/28

Ta strona została skorygowana.

szczów miłosnych, noc całą trwających, zarzucić kazał jeszcze drugą kotwicę i zapowiedział załodze, że dni kilka stać będą przy brzegach Sudagu.
Dzień spędzał na pracy nad planem swoim, a gdy zapadała ciepła południowa noc i na niebie błyskać zaczynały pierwsze gwiazdy, szalupa unosiła go na grzbietach fal ku brzegowi do ruin tureckiej fortecy, gdzie pod gałęźmi drzew mimozy czekały nań stęsknione, miłości pełne czarne oczy pięknej Greczynki.
Promienie wschodzącego słońca budziły ich ciepłym pocałunkiem wstającego dnia.
Dni kilka zaledwie stał okręt groźnego kapitana przy brzegach „Krymu“, lecz czas ten wystarczył na to, by dłutem rodzącej się miłości wyryć w duszy jego na wieki obraz cudnych czarnych oczu Greczynki.




Szumiały fale, rozpieniane sztabą „Krymu“. Z szumem ich mięszało się łagodne poklaskiwanie białych żagli na masztach. I w tych poszumach fal i szmerach płótnisk żaglowych słyszał groźny kapitan płacz rzewny kochanki swej, co została tam wśród gór Sudagu, co już nikną w oddali.
Smutek rozsiadł się w duszy korsarza. Kilka godzin zaledwie minęło, gdy całował główkę kochanki. Całował po raz ostatni. Rozstali się. Twarda wola groźnego kapitana odrzuciła precz od siebie miłość pięknej Greczynki. Płakała. Tarzała się u nóg jego, buty całując. Lecz on nieugiętym był w swoim postanowieniu. Cóż chciała ona od niego? Czyż nie żądała rzeczy niemożliwych? Małżeństwo? Któż dał