Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/83

Ta strona została skorygowana.

dym razie więcej niż czternaście lat. Czternaście lat już pływa gruby Cap na „Lewiatanie“.
Czternaście lat... jak dawno, psiakrew, Carramba! Długi ten okres czasu nie zatarł w pamięci ani jednego jej rysu, ani jeden fałszywy ton nie wkradł się w dźwięk jej głosu, brzmiący teraz w duszy.
Gruby bosman wstrząsa niecierpliwie głową, odpędzając nadlatujące wizje.
Daremny trud. Opadły chmarą całą i cisną się do głowy. Ot i szczurowaty łeb mata wstaje gdzieś z głębin i mroków duszy, rośnie, wydostaje się nazewnątrz i najwyraźniej ukazuje się obok arsenału, stojącego na brzegu. Cap odwraca się od arsenału i wlepia oczy w pasażerskie molo. Lecz tam znów widzi nienawistnego mata, jak trzyma wpół wyrywającą się z jego rąk piękną Ninette.
Gruby bosman spluwa z pasją. Niema rady. Niechże długi korowód widm dawnych dziejów przewinie się przed oczami jego duszy. Wszystko. Od początku do końca.
A więc tak......
Smukły trzydziestoletni sternik Cap siedzi w kompanji towarzyszy przy stoliku w oberży „Matelot” w Cherbourgu. Zawadjackie, rozkołysane dźwięki harmonji marynarzy rosyjskich, natarczywe, brzęczące tony strun mandolin i gitar, trącanych drżącemi, pijanemi palcami podoficerów francuskiej marynarki wojennej. Zabawa wre. W kłębach tytoniowego dymu wirują tańczące pijane pary.
Około godziny pierwszej w nocy, gdy opary wypitych trunków zaćmiewają doreszty umysły marynarzy, a szał orgji osiąga punkt kulminacyjny, ot-