Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzieć, czem mogę panu służyć, gdyż wolnego czasu mam niewiele.
— Pan jest uczniem Szkoły Morskiej?
— Tak jest.
— Hm… widzi pan, sprawa jest tego rodzaju, że hm… — nieznajomy nabrał tchu i, patrząc mi przekonywająco w oczy, rzekł dobitnie — jestem admirał Alfjan.
— Wiem już o tem — odrzekłem z odcieniem zniecierpliwienia w głosie. — Cóż dalej?
— Jestem admirałem, ale admirałem w stanie spoczynku.
— Odrazu tak sobie pomyślałem — mruknąłem.
— Ale zapewniam pana, że będę jeszcze w służbie czynnej!
— Ani chwili w to nie wątpię — odrzekłem, uśmiechając się złośliwie — i naprawdę będzie mi bardzo miło służyć pod rozkazami pana admirała.
— Tak, tak, mnie również będzie bardzo przyjemnie, ale nie o to chodzi, zapewniam, że o to nie chodzi.
— Więc powiedzże pan nareszcie, o co chodzi, bo powtarzam, czasu mam niewiele.
Admirał chrząknął, złapał mnie za guzik i zaczął wykład, najwidoczniej usiłując myśli swoje wypowiadać w miarę możliwości jasno i logicznie.