Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Niekażdy tedy pozna odrazu, co to jest. Jednakże, zbliżywszy się do tego bezdusznego tworu i po kilku chwilach obserwacji zsumowawszy swoje spostrzeżenia co do podobieństwa zielonych dyli, sterczących z bumsu, do — gałęzi, drobnych drzazg nawtykanych w nie, do — igieł, a połyskujących narzędzi okrętowych do — zabawek, dojść możemy do wniosku, że przed nami w całej swej okazałości stoi choinka.
Wniosek ten nie jest mylny. Jest to choinka Szkoły Morskiej, tak zwana „Brazylijska choinka“.
Na początku uroczystości dla uczniów pierwszego kursu nazwa ta owiana jest mgłą tajemnicy. I na wszystkie ich pytania, zdążające do wykrycia „incognita“ brazylijskiej choinki, starsi koledzy robią zagadkowe miny i odpowiadają:
— Zaraz się dowiecie.
Jakoż, gdy gaśnie elektryczność i dyle „choinki“ jarzyć się zaczynają światłem zapalonych świec, najstarszy uczeń trzeciego kursu staje pod drzewem i zebranym wokoło kolegom opowiada historję „Brazylijskiej choinki“, która jest jednocześnie historją pierwszej podróży polskiego szkolnego statku „Lwów“, historją bandery marynarki polskiej, która załopotała wtedy po raz pierwszy nad bezmiarem wód Atlantyku.