Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

wkońcu policję portową, która jednak wiedziała tylko tyle, że elewowie Szkoły Morskiej wyszli grupkami z miasta, kierując się w stronę osad emigrantów polskich, bardzo licznych w okolicach Rio De Janeiro.
Oficerowie na rozkaz komendanta udali się do braci Polaków z Brazylji z prośbą o wskazanie im miejsca pobytu pupilów ze „Lwowa“. Ale oni z punktu przybrali wobec oficerów wrogą postawę i oświadczyli, że nic nie wiedzą o żadnych zbiegach, a gdyby nawet wiedzieli, toby ich nigdy nie wydali, gdyż bardziej sympatyzują z nimi, niż z ich dowódcami.
Zpoczątku trudno było dociec przyczyny tej sympatji kolonistów do zbiegów, później dopiero sprawa się wyjaśniła, gdy na ręce komendanta przychodzić zaczęły listy od uciekinierów z zawiadomieniem o wstąpieniu w związki małżeńskie z nadobnemi córami kolonistów, wybujałych pięknie pod modrem niebem Brazylji. Jedna trzecia część zbiegów przełożyła okowy małżeńskie nad trudy i udręki żeglugi powrotnej. Reszta po dwóch tygodniach wróciła i partjami odbywać zaczęła odsiadywanie kary w areszcie okrętowym.
Żegluga powrotna była jeszcze dłuższa i cięższa od poprzedniej. Nastąpiła zima i warunki życia na