Bosman zsuwa się po schodni na śródokręcie i znów tym razem długi gwizdek dudy bosmańskiej zagłusza na chwilę gaworzenie żagli i fal.
Z triumu i od pompy wylatują na górę marynarze. Ja ciskam zgniłym kartoflem w łeb magazyniera i wraz z innymi wyskakuję na pokład.
Na pokładzie panuje hałas i ruch.
— Oddział grotowy na rufę! Na sterburt grota brasy! — rozlega się energiczny głos komendy bosmana.
— Oddział fokowy na sterburt foka brasy! Kandydaty, ruszać się żywiej!
Część wachty rzuca się na rufę do brasów grotmasztu, druga część zostaje na śródokręciu przy brasach foka.
Zrzucamy z nagli sklarowane liny brasów i ciągniemy je z całej mocy, obracając reje w płaszczyźnie poziomej, aby tworzyły one z linją diametralną statku jak najostrzejszy kąt. Pozycja taka rej nazywa się przebrasowaniem na bejdewind.
Nad okrzykami komendy uczniów wszystkich trzech kursów panuje głos porucznika, rozlegający się wślad za podwójnym gwizdkiem jego świstawki: Dobra grot! Dobra untermars! Dobra bom-bram! Dobraaaa!
Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.