grać w karty, zawsze kłótnie jakieś wśród załogi powstają. No, ot, pójdziecie teraz, znaczy, do paki. A cóż to wy, Żuciński, nie stanęliście w szeregu, graliście przecie?
Wszyscy spojrzeli na Żucińskiego. Żuciński stał ztyłu za plecami kolegów.
— Graliście przecie? — powtórzył pytanie komendant.
Rzuciński wystąpił naprzód.
— Ja ne grołem, pane komendance — rzekł swym gardłowo-brzusznym głosem.
— Jakto nie graliście, widziałem was przecie wśród grających!
— Ja ne grołem, ja se tylko przyglądołem.
Koledzy spojrzeli na niego zdumieni i oburzeni.
— Przyglądając się, mieliście jednak karty w ręku?
— Ja ne grołem, ja se tylko przyglądołem — powtórzył uparcie Żuciński.
Komendant rzucił nań pogardliwe spojrzenie i zwrócił się do reszty: — Do paki marsz!
W kwadrans potem towarzystwo karciarzy już siedziało w mrokach okrętowego aresztu.
Żuciński został na wolności w posiadaniu dwóch paczek holenderskiego tytuniu i kilku rozpórek do hamaku. Nie wyszło to mu jednak na dobre.
Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.