Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce sprawdziły się słowa komendanta, że z powodu kart powstają niesnaski wśród załogi.
Po zamknięciu kolegów w pace, zaczęto omawiać szeroko postępek Żucińskiego.
Wyrok zapadł szybko i wyraził się w jednem tylko słowie: Podlec!
Zaraz po wyroku zapadła decyzja ukarać winnego za brak poczucia koleżeństwa i honoru.
Wykonanie wyroku zawieszono, do czasu, gdy mrok zapadnie.
I oto gdy zapadła noc i w ciemnym międzypokładzie zamigotały rzadkie latarnie, oświecając mdłem światłem gęste rzędy wiszących hamaków, w miejscu, gdzie spał Żuciński, zaczęły się dziać rzeczy niesamowite.
Gdy dzwon okrętowy wybił północ, sąsiadujący z Żucińskim hamak poruszył się niespokojnie.
Ze środka jego wysunęła się ręka i zaczęła macać wokoło. Trafiła na sznur, którym przymocowany był hamak Żucińskiego do jagsztagu przy pułapie. Cofnęła się. Po chwili ukazała się znowu uzbrojona w nóż. Jeden błysk dobrze wyostrzonej klingi, skrzyp podciętego sznura, i hamak wraz z sennym i bezwładnym Żucińskim stuknął głucho o deski pokładu.