Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

rzuca w kierunku przeciwnym do prowadzącej po zakręcie drogi; muły zaś, ani woły pracy tej wykonać nie mogą, czy też nie chcą, są to już zresztą ich sprawy czysto wewnętrzne.
Z jednej strony plac jest zamknięty ogrodem, właściwie gajem palmowym, w którym znajduje się rozpięty miedzy drzewami ekran i plecione krzesła, ustawione rzędami — kino. Wyświetla się, o ile możemy wyrozumieć z portugalskich napisów na ogłoszeniu, farsa z Charlie Chaplinem w roli tytułowej. Na wystawionych fotografjach spostrzegamy sympatyczne oblicze tego artysty. Przyjemny uśmiech wykwita na twarzach: pierwszy to znajomy, spotkany na Maderze.
Na placu zbiera się większa grupka marynarzy ze „Lwowa“. Narada. Wytwarzają się dwa stronnictwa: turystyczne i gastronomiczne. Narady trwają niedługo; pierwsza grupa idzie za miasto w góry, skąd, jak wieść głosi, otwierają się szerokie horyzonty i piękne widoki; druga grupa, do której i ja należałem, uchwala odbić sobie jednomiesięczny okres, nietyle głodowy, co konserwatywno-solonomięsny i iść do pierwszorzędnej restauracji, najeść się egzotycznych potraw, wypić osłabionej madery i zapalić angielskiego papierosa, któremi wszystkie wyspy Antlantyku są zarzucone przez przemysł ty-