Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.



W drodze powrotnej do Polski wiały pomyślne dla „Lwowa“ wiatry. Szmat oceanu, dzielący Maderę od wysp Azorskich, przebyliśmy w pięć dni. Jeszcze wczoraj w nocy migotało za rufą światełko latarni morskiej na wyspie Santa Maria, a już dzisiaj łapy kotwic „Lwowa“ zaryły się w piasek dna przy brzegach portugalskiej wyspy San Miguel, w porcie jej głównego miasta Ponta Del Gada. Zakotwiczyliśmy się akurat w niedzielę, to też na rozkaz komendanta załoga cała udać się miała na brzeg do kościoła. Nadmienię tutaj, że cała ludność San Miguel jest katolicka i na każdej niemal uliczce Ponta Del Gada wznosi się kościół. Piękne to robi wrażenie szczególnie w nocy, gdy zacicha gwar miasta i z brzegu dolatują poważne dźwięki dzwonów, wybijających godziny, półgodziny i kwadranse. Większe wrażenie robią te dźwięki, rozlegające się pod sklepieniem gwiezdnego nieba południa, niż u nas w Polsce.
Szalupy, odstawiające nas na brzeg, dobiły do ładnej, arkadami otoczonej, kamiennej przystani.