Strona:Joanna Grey.djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.
JOANNA.

Żal mi twych skrzypców! ale kiedy chcesz — możeś zmęczony — masz za grę twoją!

ALASTOR.

Nie pani — od ciebie nie wezmę, choć biedny jestem...

JOANNA.

Dla czego?

ALASTOR.

Bo tobie łza upadła, kiedy grałem...

JOANNA.

Takżem uboga — że płacę tylko łzami?

ALASTOR.

Daj mi tę chustkę, na którą łza padła!

JOANNA.

Weź ją! i ten pierścień! to nie zapłata lecz pamiątka!...

ALASTOR.
(z wzruszeniem gwałtownem zgina kolano i całuje jej rękę.)
JOANNA.

A teraz — weź ten koszyk i z niego rozdaj chleb moim trzem łabędziom. — Ten co w środku sam pływa, to Diogenes, sam się żywi i gardzi — ci dwaj — co często się dziubią, to Aristo i Plato... ostatniemu dogadzam! może mi zaśpiewa konając! choćbym go przeżyć nie chciała!...

ALASTOR.

Konając! ja bym ci śpiewał! (wybiega.)

JOANNA.

Mój mistrzu Holbein! to dziwny chłopiec! lubię go nietylko za jego grę i za jego piękność — ale on niepospolity — nie taki jak tysiące innych... skąd ty go wziąłeś?...

HOLBEIN.

E! na to trzeba być takim jak ja oryginałem, żeby zawsze szukać perły w śmieciach! lepiej nie mówmy o tem! ot! ludzie zrobili coś dla mnie i ja dla ludzi!

JOANNA.

A widzisz mistrzu Sadder?

HOLBEIN.

O tak! protegowałem ja się sam — ale i mnie protegowano. — Pan mój miłościwy król Henryk... ten wzór monarchów.