Żal mi twych skrzypców! ale kiedy chcesz — możeś zmęczony — masz za grę twoją!
Nie pani — od ciebie nie wezmę, choć biedny jestem...
Dla czego?
Bo tobie łza upadła, kiedy grałem...
Takżem uboga — że płacę tylko łzami?
Daj mi tę chustkę, na którą łza padła!
Weź ją! i ten pierścień! to nie zapłata lecz pamiątka!...
(z wzruszeniem gwałtownem zgina kolano i całuje jej rękę.)
A teraz — weź ten koszyk i z niego rozdaj chleb moim trzem łabędziom. — Ten co w środku sam pływa, to Diogenes, sam się żywi i gardzi — ci dwaj — co często się dziubią, to Aristo i Plato... ostatniemu dogadzam! może mi zaśpiewa konając! choćbym go przeżyć nie chciała!...
Konając! ja bym ci śpiewał! (wybiega.)
Mój mistrzu Holbein! to dziwny chłopiec! lubię go nietylko za jego grę i za jego piękność — ale on niepospolity — nie taki jak tysiące innych... skąd ty go wziąłeś?...
E! na to trzeba być takim jak ja oryginałem, żeby zawsze szukać perły w śmieciach! lepiej nie mówmy o tem! ot! ludzie zrobili coś dla mnie i ja dla ludzi!
A widzisz mistrzu Sadder?
O tak! protegowałem ja się sam — ale i mnie protegowano. — Pan mój miłościwy król Henryk... ten wzór monarchów.