Strona:Joanna Grey.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

skończył mężny rycerz, opiekun Celliniego, on co uśpił jak dzicię na ręku swoim Leonarda de Vinci!...

HOLBEIN.

Cóż Dürer pisze? Zawsze pracowity i cichy! i sokratyczny małżonek?

ROGER.

Ach! wymalował melancholią! cudowna kreacya, choć lepiej by jej był nie poczuł!

HOLBEIN.

Ostrzegałem go! sam sobie winien. Kto całe serce odda kobiecie, bywa zwykle jej ofiarą.

JOANNA.

Mistrzu Holbein, bądź sprawiedliwszy!

HOLBEIN (kłania jej się z ironią, do Rogera.)

Czy prawda, że Tycyan udał się do Hiszpanii?

ROGER.

I zawojował Hiszpanią! Karol piąty podniósł mu pendzel z ziemi.

HOLBEIN.

Tegoby nasz Henryk nie był zrobił — ależ bo ten pyszny starzec umie się wszędzie pokazać! nie przebaczę mu nigdy jego stosunku do Tintoretta — wziąwszy go na ucznia, z zazdrości go odepchnął, szeptał drugim o jego nieudolności i samego puścił na fale życia, na męty nieszczęść! ha! czuł że orle rośnie mu pod bokiem, więc mu łamał skrzydła! dziś święty Marek Tintoretta mierzy się śmiało z Assuntą! Znam tylko rycinę a uwielbiam piorunujący pędzel Tintoretta! To podle! to niegodnie! mistrz, co bierze ucznia, odpowiada za jego przyszłość i winien o niej choć pośrednio pomyśleć, tak zawsze bywało, a mistrz, co przyszłość ucznia niweczy, to zbrodniarz przyszłości, co morduje bezbronnego! (z rosnącą niechęcią) Ja wracam do Bazylei — tam są zamożni ludzie — tam mnie mój stary burmistrz przywita! bez zamożnych sztuka nigdy się nie obejdzie...

JOANNA.

Co za systematyczny Niemiec!

HOLBEIN.

Pozdrów tam brata i siostrzeńców! a syna mego starszego napędź do pędzla, Erazma uściskaj jak dobrodzieja, on mnie tu