Strona:Joanna Grey.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĘŻNA MARYA (zalotnie).

I samotność od pewnego czasu...

COURTENAY.

Zapewne — są chwile w życiu, gdzie jej bardzo potrzebuję.

KSIĘŻNICZKA MARYA.

I gdzie się jej szuka. —

COURTENAY.

O nie zawsze — najczęściej znajdujemy ją wśród ludzi (kłaniając się zimno odchodzi).

KSIĘŻNICZKA MARYA.

Zimny jak głaz — tak lgnę do niego! gdy koronę na głowie mej zobaczy...

FERRERS.

Widzę, że się Courtenay salwuje — iluż by mu zazdrościło! (zbliża się do grupy, wśród której siedzi)

JOANNA.

Spodziewam się, że nam przeczytasz co nowego, tak się ukrywasz z twymi utworami — tylko u dworu słyszeć cię można — a ja poety u dworu — wybacz — ale nie rozumiem. —

FERRERS.

Ja jeszcze mniej milady, a jednak, przyznajże gdyby nie dwór ten, co daje pewien blask talentowi...

JOANNA.

Przeciwnie! talent daje blask dworowi... tylko godności poety nietrza zabywać. —

FERRERS.

Szkoda tylko, że w życiu inaczej bywa — oto Holbein, nie inaczej myśli...

JOANNA (do Holbeina, który się zbliża).

Obiecałeś przyprowadzić tego skrzypka — chciałam, by go król słyszał — talent natury, możeby dla niego król był łaskawy.

HOLBEIN.

Niestety od dwóch dni leży chory, gorączka spaliła mu lica.

FERRERS (do Joanny).

Widzę jakąś chmurkę na twem czole milady... chciałbym ją spłoszyć... wybacz... czy jaka kwestya filozoficzna znowu?