Strona:Joanna Grey.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

„Tak zimno tam,
„Ja sam! o sam!
„Chodź luba chodź
„W podwodny świat,
„Gdzie kwitnie blady koralu kwiat!...“
I białe dziewczę wyszło, gdy tak spiewa,
Wspaniały zamek rzuca bez żałości,
I drzy jak listek, co ma upaść z drzewa,
Odkąd słyszała raz — tę pieśń miłości!.,.

(król daje znaki zadowolenia — Joanna przy ostatnich słowach w słodkiej ekstazie oparła głowę na ramieniu Guilforda).

I pieśń porywa, wlecze ją — zdradziecko,
Że się w obięcie rzuca topielcowi,
Porwał ją! — niesie po falach jak dziecko,
Zimnemi usty ust jej płomień łowi...
Włos jej zamiata falę ozłoconą
Blaskami jasnej księżyca zazdrości,
Zwiesiła głowę... w głębie zapatrzoną,
Szczęsny topielec szaleje z radości!...
Przyspiesza kroku drogą gwiazd ścieloną,
Unosząc postać przegiętą dziewczyny,
Spią wód zwierciadła tonią rozmarzoną —
W tem dzwon zadzwonił... zapadli w głębiny...
I pienią — piętrzą się fale jeziora,
A tylko łabędź samotny do koła,
Krąży... przez dreszcze liści gdzieś z za bora
Dzwon utopionych... o ratunek woła...!...

(chwila ciszy — król i dwór dają grzmiące oklaski, Joanna jeszcze chwilę pozostaje w zamyśleniu, potem dłoń ku Ferrersowi wyciąga).


FERRERS.

Pamiętaj lady... że za tą balladą kryje się myśl groźna... oby kiedyś...

JOANNA.

O nie kończ!...

KRÓL
(ze stojących w wazonach kwiatów odrywa listek lauru i milcząc oddaje Ferrersowi — mówiąc)

To od człowieka!