Strona:Joanna Grey.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
FECKENHAM.

Takim snem spią tylko niewinni —
Czy takim spi nasza królowa?...

JOANNA (spostrzega go zbudzona — z głosem przerażenia).

A! — gdzie ja jestem — tak w Tower — to samo więzienie, zkąd uwolniłam księcia Somerset — sen mnie pokrzepił — Tylney kto tu jest?... słyszałam burzę?... (wstaje). Widziałam!... a com widziała!... żony królewskie! czy to dzień zaduszny?

FECKENHAM.

Tak jest! Bóg z tobą! szlachetna lady — żal mi, żem cię przebudził.

JOANNA.

O nic, nie długo zasnę na dłużej — śniłam okropnie — czy od królowej przychodzisz szanowny starcze? już czterech przysyłała teologów?

FECKENHAM.

Raczej od Pana, co jest miłosierdziem. —

JOANNA.

Słyszałam o świętobliwości twojej — co więcej o religijnem dla nas wyrozumieniu — więc cię już uwielbiałam. — —

FECKENHAM.

Czy pozwolisz mi mówić z tobą o rzeczach wiary?

JOANNA.

Najchętniej — tak rada mówię o nich — racz spocząć czcigodny ojcze (podaje mu krzesło — siada u nóg jego na podnóżku — daje znak kobietom, które odchodzą — do lady Tylney)
Tylney — pamiętaj, moja biała suknia i kołnierz brabancki — rękawiczki także i krzyż mój czarny. — (Tylney i kobiety odchodzą płacząc).

FECKENHAM.

W imię tego, który nas odkupił, tego, którego kochasz równie jak ja kocham — pragnę zapytać się, na czem zasadzasz różnicę naszych wyznań, siostro moja Joanno?...

JOANNA.

Na formie samej — nie na treści — na odłączeniu tego, co nanieśli ludzie grzeszni, od ziarna, które jest siewem doskonałości Bożej — co było słowem na początku, i przez które się stało — co się stało.

FECKENHAM.

Czyż sprawy tych, co są zastępcami bożymi, nie są sprawami tego, co ich posłał?