Strona:Joanna Grey.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Przechodzi wszystko!

(zrywa się)

Ze mną — zabić dziecię!
Nie! takiej zbrodni nie było na świecie!
Patrz na mnie!... Boże co konasz na krzyżu!

MARYA TUDOR (wściekle).

Wiarą mnie kusisz, chytry niedoperzu,
Coś od kościoła odpadł!

JOANNA (słabym głosem).

Błagam jeszcze
O miłosierdzie nad biednym narodem,
Niechaj nie ginie za swe przekonania —
Na stosach!... tyle chociaż zmiłowania!

MARYA TUDOR.

Stosy pochłoną tych, co się zuchwali
Do wiary mojej jutro nie nawrócą,
Jak muchy wszystkich wybiję i zgniotę!

JOANNA (w oburzeniu bez granic).

A więc! niech plagi dni twoje ukrócą!
Więc nie miej serca jednego, w skonaniu!
Więc kochaj tylko w samem urąganiu!
I bądź bezpłodną — królowo szatańska,
Ty — katolicka — a nie chrześcijańska!

(upada w ramiona Aylmera i kobiet).


MARYA TUDOR.

Giń! jak najprędzej... niechaj zagrzmi działo,
Gdy spadnie głowa — psom wyrzucić ciało!...

COURTENAY (wpada z sztyletem).

Poczwaro wieków! Dość zbrodni się stało!...

(szamocząc się z królową)

Więc niechaj zbrodnia — zbrodnię tu zabije!...

JOANNA (zasłaniając piersią królowę).

Odejdź!... z mej łaski niech ten potwór żyje!...

(straż chwyta Courtenaya, który rzucił się do nóg Joanny).


COURTENAY.

Pani! co czynisz! ratować cię chciałem!...

(królowa odchodzi z Renardem — Courtenaya straż odprowadza).